Słoneczne Lambrusco na rozbieg przed Sylwestrem
Za oknem trzaska mróz, w kominku trzaska drewno, w kubku gorąca herbata, a jutro wszyscy strzelimy korkami musiaków najróżniejszych kalibrów – czyli najlepszy moment, by jeszcze na moment myślami powędrować w stronę słońca. Jak zrobić to lepiej, niż soczystymi, czerwonymi bąbelkami?
Jeżeli Lambrusco kojarzy Wam się ze słodkim, anonimowym, nijakim, masowym winem musującym, na którego myśl u cioci na imieninach odruchowo mówicie „wolałbym naleweczki”, nie jesteście jedyni. Kryzys Lambrusco przypada przede wszystkim na lata osiemdziesiąte, gdy skala produkcji na eksport wersji „na słodko” wzrosła tak gigantycznie, że wszyscy niemal zapomnieli, jak smakuje prawdziwe Lambrusco. Tak jak Liebfraumilch zrobił koło pióra niemieckim winom jakościowym, tak półsłodkie amabile i słodkie dolce zrobiły klasycznemu, wytrawnemu Lambrusco. Na szczęście od pewnego czasu, zarówno za sprawą prężnych inicjatyw (jak choćby #reallambrusco), jak i zaangażowanych winiarzy.
Klasyczne Lambrusco to czerwone, lekko musujące wino wytrawne, często z wyraźnymi taninami, świeże, lekkie, przystępne, fantastycznie pasujące do jedzenia i nie mające nic wspólnego z landrynkiem. Wytwarza się je Emilii-Romanii z 9 różnych odmian winorośli z Lambrusco w nazwie, które – jak wykazały badania DNA – wcale nie są jednak ze sobą bezpośrednio spokrewnione, a tym samym wina z nich wytwarzane często zauważalnie różnią się stylistycznie.
Antonella i Marco, niecałe 30km od Modeny, w swojej winnicy Folicello skutecznie przyczyniają się do tego, by chcieć po Lambrusco częściej wracać. W swojej certyfikowanej biodynamicznej i uprawianej organicznie winnicy robią, poza Lambrusco, również białe, musujące Pignoletto jak i wina spokojne. Antonella i Marco w większości roczników, jeśli tylko mają taką możliwość, w ogóle swoich win nie siarkują.
Ich Lambrusco powstaje w 100% ze szczepu Lambrusco Grasparossa, bodaj najbardziej tanicznego i intensywnego w barwie z całej gromadki, bąbelki powstają metodą Charmata, czyli wtórnej fermentacji w kadziach, a wynikowe wino to lekkie frizzante. To tyle w teorii. W praktyce? Ciemne, głębokie w barwie, wyraźnie pieniste i z urzekającym, intensywnie owocowym nosem – pełno tam wiśni, porzeczek, a wszystko uzupełnia lekka nuta migdałowa. Usta w linii prostej są owocową kontynuacją, ale do gry dochodzi sporo ciała, wysoka kwasowość i charakterna, jednak nienachalna, tanina. Obracając w palcach długopis myśląc, co jeszcze o nim zanotować… skończyło się.
Niesamowicie pijalne i radosne, ale też nie skąpiące powagi. Myśmy osuszyli butelkę solo, ale na samą myśl o domowej pizzy do niego mamy ochotę kupić jeszcze jedną butelkę. Dajcie szansę Lambrusco, warto!
Do siego roku! Samych dobrych win w 2017! Pochwalcie się w komentarzach, jakie bąble odpaliliście na Sylwestra!
Pochodzenie wina: zakup własny autora (49zł). Importerem win Folicello jest Moja Italia.