Słoneczne Lambrusco na rozbieg przed Sylwestrem
Za oknem trzaska mróz, w kominku trzaska drewno, w kubku gorąca herbata, a jutro wszyscy strzelimy korkami musiaków najróżniejszych kalibrów – czyli najlepszy moment, by jeszcze na moment myślami powędrować w stronę słońca. Jak zrobić to lepiej, niż soczystymi, czerwonymi bąbelkami?
Jeżeli Lambrusco kojarzy Wam się ze słodkim, anonimowym, nijakim, masowym winem musującym, na którego myśl u cioci na imieninach odruchowo mówicie „wolałbym naleweczki”, nie jesteście jedyni. Kryzys Lambrusco przypada przede wszystkim na lata osiemdziesiąte, gdy skala produkcji na eksport wersji „na słodko” wzrosła tak gigantycznie, że wszyscy niemal zapomnieli, jak smakuje prawdziwe Lambrusco. Tak jak Liebfraumilch zrobił koło pióra niemieckim winom jakościowym, tak półsłodkie amabile i słodkie dolce zrobiły klasycznemu, wytrawnemu Lambrusco. Na szczęście od pewnego czasu, zarówno za sprawą prężnych inicjatyw (jak choćby #reallambrusco), jak i zaangażowanych winiarzy.