Aaa, moscaty dwa…
Nie wiedzieć czemu zima wyzwala we mnie iście letnie pragnienia. Jak inaczej wyjaśnić moje ostatnie zakupy, wśród których ciągle królują Moscato, a zwłaszcza Moscato d’Asti. Do tej pory, każde wino z tej apelacji smakowało inaczej, ale wszystkie były godne polecenia. Czytelnicy mieli już okazję nieraz zapoznać się z naszymi odczuciami wobec tego rodzaju win, jednak na tym nasze muscatowe doświadczenia się nie zakończyły. Oto bowiem przy okazji naszych ostatnich zakupów w DELiWINA wzbogaciłem się i ja o jedną butelkę musującej słodyczy rodem z Piemontu. Nie tylko o tym winie będzie jednak dzisiaj mowa, gdyż przy okazji ostatniej degustacji przypomniało mi się inne Moscato d’Asti, które – mea culpa! – jakimś cudem nigdy nie zostało w naszych skromnych progach opisane, a zdecydowanie być powinno – jest to wszak bez mała najczęściej kupowane przeze mnie wino!
Zacznę przekornie od ostatniego nabytku. Nivole Moscato d’Asti 2010 to wino niezwykle delikatne. Nie należy oczekiwać od niego owocowego ataku, jak to się niekiedy w winach tego rodzaju zdarza. Degustując wspólnie z Kają, długo szukaliśmy dominujących nut, w końcu znajdując – wbrew notce ze strony sklepowej – nasze polskie, swojskie jabłko (w dalszej kolejności istotnie udało się zauważyć także w nieznacznym stopniu morelę). W smaku raczej zrównoważone, być może minimalnie za mało kwasowe. Podsumowując, wino udane, jednak stosunkowo drogie – 48 zł za „połóweczkę” (0,375 l) to moim zdaniem zbyt dużo, zwłaszcza w porównaniu z moim aktualnym muscatowym faworytem.
Tajemniczym winem, o którym wspominałem na początku, było Duchessa Lia Moscato d’Asti 2011 rodem z…Biedronki! Owadzia sieć
sklepów, wzbudzająca w polskim winnym światku emocje nie mniejsze, niż niejedno wino, tym razem spisała się na medal. Nie jest to może nektar bogów i porównanie go do Nivole czy też wspominanego dziś dwukrotnie Saracco nie wypada nader korzystnie. Z drugiej strony, pokuszę się o stwierdzenie, że za cenę ok. 25 zł trudno jest dostać lepsze wino słodkie, a zwłaszcza – słodkie musujące.
W nosie lekko morelowe, w smaku w miarę zrównoważone (choć znów – ciut za dużo słodyczy). Z niejedną butelką tego Moscato siadywaliśmy z Kają na balkonie, ciesząc się gorącymi, letnimi wieczorami. Szkoda wielka, że Biedronka rzadko ma to wino dostępne w sprzedaży – dochodziło do sytuacji, w których widząc lekko przykurzone butelki z księżną, braliśmy od razu po 3-4 butelki. Nie mam jednak wątpliwości, że było warto.