Sylwestrowych wspomnień czar
Tegoroczny (choć chyba właściwie to zeszłoroczny) Sylwester był kolejnym spędzonym kameralnie u mnie, a zarazem pierwszym od dnia powstania naszego bloga spędzonym w pełnym składzie Winnych Przygód. Bardzo lubię takie imprezy, nie należę bowiem do ludzi nad wyraz wyskokowych i zawsze wybiorę miłe spotkanie w gronie przyjaciół nad imprezowanie w klubie. Ma to też swoje niewątpliwe zalety innej natury — takie jak dobra kuchnia, dobre alkohole (nie tylko wina), dobra herbata, czy dobra muzyka z dobrym poziomem głośności i przy dobrym torze audio (to jest ten moment, kiedy możecie uznać, że jestem z lekka skrzywiony).
Rzadko nasze spotkania towarzyskie są pokierowane dobrze sprecyzowanym motywem, tym razem jednak z różnych przyczyn dominowały klimaty włoskie. Na stole znalazły się bagietki, włoskie oliwy, wiele szynek (w tym parmeńska) i feeria serów. Wszystko parę dni wcześniej przywiezione z Włoch i absolutnie przepyszne. Całość okraszona została ciepłymi potrawami w postaci lasagne i cannelloni, rzecz jasna, domowej roboty.
Choć przekrój alkoholi w trakcie spotkania był bardzo szeroki…