Miesiąc: czerwiec 2013

Płynne złoto

Jesienna eksplozja płynnego złota w postaci wizyty winiarzy ze stowarzyszenia Tokaj Reneszánsz nas ominęła. Na szczęście nie minął rok, a Tokaj Reneszánsz znów zagościł w Polsce, prezentując w Warszawie w restauracji Borpince kilkadziesiąt win z tego fenomenalnego regionu. Tym razem taka gratka nie mogła nam umknąć koło nosa. Przemknąwszy przez deszczową Warszawę od dworca szybkim truchtem, pojawiliśmy się w komplecie. Udało nam się uczestniczyć zarówno w seminarium prowadzonym przez Wojtka Bońkowskiego, a skoncentrowanym na winach aszú, jak i w przekrojowej degustacji, gdzie mieliśmy przyjemność zapoznać się z pozostałymi winami z oferty tokajskich winiarzy.

Tym razem obaj — i ja, i Krzysiek — Warszawę odwiedziliśmy ze swoimi lepszymi połówkami, stanowiąc turbodoładowane Winne Przygody. Krzysiek wraz z Kają, dla której nie istnieje pojęcie wina zbyt słodkiego, skupili się stricte na przyjemnościach degustacyjnych. Ja, z niedomagającym powonieniem, miałem ograniczone pole manewru. Tysia natomiast pełniła honory z nadzwyczajną skrupulatnością, zapełniając kolejne kartki notesu notatkami degustacyjnymi, łyk po łyku, stolik po stoliku, butelka po butelce. Notka zatem prezentuje degustacyjny punkt widzenia Tysi właśnie, choć ja się z nim — a jakże! — absolutnie zgadzam, w wymiarze, na jakim moje własne zmysły pozwalały mi się płynnym złotem cieszyć.

Czytaj więcej

Idrias Chardonnay z Somontano

Tysia podziela moje zamiłowanie do chardonnay, co skutkuje częstym pojawianiem się win z tego szczepu w naszych kieliszkach. Z kolejnym chardonnay w plecaku wyszliśmy po jednym z Winnych Piątków organizowanych przez łódzki sklep Kondrat Wina Wybrane.

Idrias Chardonnay Somontano DO 2012 pochodzi z młodej, założonej w 1997 roku, winnicy Sierra de Guara w hiszpańskim Somontano (Huesca, Aragonia). Winnica szczyci się wykorzystaniem nowoczesnych technologii w połączeniu ze świetnym terroir i wystawieniem winorośli na śródziemnomorski klimat dzięki stosunkowo wysokiemu położeniu.

Szaro za oknem, różowo w kieliszku — znów

Choć na zewnątrz z uporem maniaka pogoda nas nie rozpieszcza, staramy się myśleć o tegorocznym maju i czerwcu jak o prawdziwym wiosennym okresie. Wina kojarzące się z ciepłą porą pijemy albo dlatego, że faktycznie przez chwilę jest cieplej, albo dlatego, by dobrą pogodę zaklinać i przywoływać (niejednokrotnie z niezłym skutkiem). Pijemy verde, pijemy bąble, w końcu — pijemy róż.

Po nasz kolejny róż wpadliśmy spontanicznie do Klubu Wino, przy okazji usiąść na chwilę w przerwie od pracy i na miejscu napić się spritzera (wciąż podtrzymuję, że to absolutnie genialna mikstura!). Mieliśmy cichą nadzieję na róż od Man Vintners — sprawdzony, elegancki i warty każdej złotówki. Nadzieja się nie spełniła, za to wyszliśmy z różowym tempranillo z Rioja, którego wcześniej nie widzieliśmy na półkach.

Jeden herb, dwa Herbowe

Jakiś czas temu pisaliśmy o polskim winie Herbowym z Winnicy Zbrodzice, które pojawiło się w sieci sklepów Żabka. Opisywana wtedy butelka pochodziła z Żabki nieopodal biura, a o samym winie wypowiedzieliśmy się — mówiąc delikatnie — dosyć niepochlebnie. Ot, byłem wtedy po prostu przekonany, że to wino jest zwyczajnie słabe i nie ma sobie co nim głowy zaprzątać zanadto.

Trwały wtedy co prawda dyskusje o dopisku Imbottigliato da ICQRF FI/12722 Certaldo Italia widniejącym na kontretykiecie Herbowego i padały zarzuty, że wino wyjeżdża z Polski i wraca, nazwijmy to, nie do końca w stanie niezmienionym. Również i tym się jednak za bardzo nie przejmowałem — dużo jest lepszych win na świecie, na których można oko, nos i usta zawiesić, by zbyt wiele czasu na Herbowe nie poświęcać. Nigdy też nie miałem zacięcia, by bawić się w Sherlocka Holmesa, ani tym bardziej by szukać teorii spiskowych.

Do ponownej refleksji skłoniło mnie jednak szczere zdziwienie mojego przyjaciela, którego zdanie bardzo szanuję. Stwierdził, że strasznie pojechaliśmy po tym Herbowym, a to przecież całkiem dobre wino. Coś mi się wyraźnie nie zgadzało. Nasze kolejne spotkanie wykorzystaliśmy jako dobrą okazję by sprawdzić, co jest na rzeczy. Mieliśmy bowiem na podorędziu inną butelkę Herbowego — pochodzącą z winnicy, a nie z Żabki.

Czytaj więcej

Winne Wtorki — Van Volxem Riesling 2011

Dzisiejsze Winne Wtorki (we wtorek, a to psikus!) stoją pod znakiem Mozeli, za sprawą Kuby (Czerwone czy Białe). Rieslingi kocham w każdej postaci — od tych tnących jak żyletka, po te aż gęste od cukru resztkowego i masy. Kocham je niezależnie od nastroju, czy pory roku. Trudno nie ucieszyć się z tej malutkiej wyprawy do naszych zachodnich sąsiadów, do prawdziwego królestwa jeśli o rieslinga chodzi.

Van Volxem Saar Riesling 2011 nie zawiódł, a wręcz przeciwnie. Zachwycił — a naprawdę miał czym. Dojrzała owocowość z wyraźnymi nutami cytrusów (trawy cytrynowej?), zielonego jabłka i brzoskwini przykryta była aromatami miodu, czarnego pieprzu i delikatnej, acz obecnej, nafty. Na dokładkę gdzieniegdzie przewijał się zapach… świeżego kalafiora (!?). Zaskakujący, ale cholernie przyjemny osadzony w kontekście. W ustach fantastyczna kwasowość z wyraźnym cukrem, ale pięknie zrównoważonym i utrzymanym w ryzach. Świetnie ułożone, smaczne i, mimo wyraźnej masy, bardzo świeże. Finisz długi, wyrazisty, z delikatną pieprzową goryczką. Ani pierwszy, ani drugi, ani nawet trzeci kieliszek nie sprawiał, by mieć Van Volxema dosyć. Jedno z najlepszych win jakie degustowaliśmy w ostatnim czasie, a już na pewno najlepszy riesling, mimo swego młodego wieku. Na pewno z czasem będzie zyskiwał — warto wrzucić parę butelek do piwniczki!

Mozela u innych Wtorkowiczów:

Źródło wina: zakup własny autora (Mielżyński, 64zł)