E&J Gallo po raz kolejny – Grenache Rose
Dawno mnie tu nie było, wybaczcie 🙂 Miałem pisać o ostatnio próbowanym Zinfandelu, ostatnim z zakupów w Wein-Bastion, ale o tym w kolejnej notce. Tymczasem… co jakiś czas zahaczam o malutki supermarket w okolicy, również na stoisko z winami. Wybór nie jest zbyt duży, po przejechaniu się w Carrefourze raczej unikam nieznanych produkcji w podejrzanie niskich cenach. Z nieopanowanej ciekawości natomiast próbuję kolejnych butelek kalifornijskiego E&J Gallo i chilijskiego Vina Maipo – dwóch producentów na tyle znanych na świecie, że nie spodziewam się nigdy kompletnej wpadki.
Tym razem również obyło się bez wpadki. Miałem ochotę na róż – na półce stało akurat Grenache Rose z winnic E&J Gallo. Ich wina zawsze mnie fascynują – biorąc pod uwagę, że do nich należy marka Carlo Rossi, która wcale nie jest zauważalnie tańsza od Gallo Family Vineyards, różnica między tymi winami jest aż szokująca.
Grenache Rose było z 2006, zaskoczyło mnie niezmiernie intensywnym owocem. Bardzo silny aromat truskawek, czerwonej porzeczki, jabłka, odrobina agrestu. Słodycz wyczuwalna już w nosie, ale nie agresywna. Kompletnie za to nieobecny zapach starych skarpet/myszy, który często kojarzy mi się z różowymi winami, ostatnio wyczuty aż w nadmiarze w White Zinfandel tego samego producenta. W smaku wino, jak na mój gust, odrobinę zbyt słodkie. Aczkolwiek zrównoważone, także silnie owocowe, i zaskakujące długie. Ciekawy dość mocno rozciągnięty finisz i wcale nie tak pusty środek (mid-palate, anyone? jak właściwie po naszemu to określić?) jak bym się spodziewał po tym przedziale cenowym. Wino może bez rewelacji, piłem wiele lepszych – ale również wiele gorszych. Za 24zł uważam za bardzo fajny i udany zakup.