Kategoria: Wino

Co piłka nożna ma z winem wspólnego…

…jak się okazuje, całkiem sporo. Choć w opinii wielu, piłka nożna (w Ameryce Południowej) kojarzy się głównie z Brazylią i Argentyną, zaś wina z tego kontynentu, pochodzą w znakomitej większości z Chile i również z Argentyny, to istotną rolę na obu polach odgrywa również Urugwaj. Pierwszy mistrz świata z roku 1930, a zarazem czwarta drużyna ostatniego Mundialu, może się pochwalić również ciekawymi osiągnięciami w świecie win. Siłą rzeczy, uwarunkowania terytorialne (Urugwaj zajmuje ok. połowy powierzchni Polski), a zwłaszcza demograficzne (jedynie 3,5 miliona mieszkańców!) mogą wpłynąć na ilość produkowanego w Urugwaju wina, w porównaniu do Chile czy Argentyny – ale już jego jakość, na przykładzie degustowanej niedawno przeze mnie butelki – Vivent Vendimia Tardia 2000, okazuje się być zaiste niezwykła.

Już skład tego kupażu – Riesling Gris, Early Muscat i Gewurztraminer zapowiadały ciekawe doznania. Wino białe i wytrawne, miałem zamiar po schłodzeniu podać do ryby. Już pierwszy łyk przekonał mnie, że choć ryba nie będzie najlepszym towarzystwem dla tego wina, to mam do czynienia z winem, jakiego jeszcze nie piłem.

Jeśli kiedyś wypowiadałem się na temat różnych win (głównie z apelacji Loupiac/Monbazillac), że dominującą nutę stanowi w nich miód – to Vivent stanowi prawdziwe, miodowe królestwo. Pełny, autentyczny, wybijający się ponad wszystko zapach miodu towarzyszył mi przez cały czas degustacji. Oprócz tego, istotny wpływ na całokształt wrażeń miał aromat mandarynki. Jeśli dodam do tego, że wino nie było wcale wytrawne, ani też przesadnie słodkie – powstaje bardzo ciekawe, rzadko spotykane połączenie. A to wszystko w cenie ok. 40 zł (co prawda za butelkę 0,375 l, ale i tak warto). W internecie wino można zamówić w wielu sklepach; mi udało się je kupić w łódzkich Winnicach Świata. Ocena: 89/100

Perypetie ostatnich dni z tanimi winami…

Choć większość win, które pijemy przy różnych okazjach, wybieramy i kupujemy z Matim sami, czasem zdarza nam się spożywać wina w nieco innych okolicznościach – na imprezach czy też z rekomendacji znajomych. Tak się ostatnio złożyło, że miałem okazję degustować trzy butelki win, które łączyła niska cena, a różniło – praktycznie wszystko inne.

Zacznę od butelki najciekawszej – słodkiego, czerwonego wina Mogen David, pochodzącego ze Stanów Zjednoczonych, a dokładnie stanu Nowy Jork. Jest to wino koszerne, czyli zgodne z restrykcyjnymi zasadami obowiązującymi przy produkcji różnego rodzaju potraw i napojów w gminach żydowskich. Do produkcji wina użyto winogron ze szczepu Concord, charakterystycznego dla północno-wschodniego obszaru Stanów Zjednoczonych.

Przystępując do degustacji tego wina, byłem bardzo zaintrygowany – czerwone słodkie wina (w przeciwieństwie do białych słodkich) są najczęściej bardzo tanie i bardzo przeciętne. Cena Mogen Davida nie jest wygórowana, dlatego miałem pewne obawy, ale po rekomendacji ze strony naszej koleżanki – Majki – postanowiłem spróbować. Nie żałuję ;).

Czytaj więcej

Słodka niespodzianka prosto z…

…Chile! Kierując pewnego ponurego dnia swe kroki, wraz z Matim, do Winnic Świata, nie sądziłem, że wyjdę z jednym z najlepszych win, jakie miałem do tej pory okazję pić. Mowa o Viña Tarapacá Sauvignon Blanc/Gewürztraminer 2007 (Late Harvest). Domyślałem się, że będzie to trafiony zakup, ale nie sądziłem, że będzie to tak spektakularny sukces.

Gdybym miał wskazać wino, które na pozór wydaje się być najbardziej podobne do tego blendu, wskazałbym bez wahania moje ukochane Loupiac i Monbazillac. Białe, słodkie wina, powstałe w wyniku procesu botryfikacji długo dojrzewających winogron. Po prostu pycha. Diabeł tkwi w szczegółach, co w tym przypadku przekłada się na subtelną, ale wyraźnie wyczuwalną różnicę pomiędzy oboma rodzajami win.

W nosie dominują morela i brzoskwinia; miód, tak charakterystyczny dla słodkich win z Bordeaux, jest tu niemal nieobecny. Mimo to, ogólne wrażenie, jakie daje to wino, jest podobne – przynajmniej na początku. Oprócz tego pojawia się wyraźny aromat, którego – przyznam szczerze – nie potrafiłem zidentyfikować, jednak wyczuwam go za każdym razem, gdy piję łyk tego niesamowitego wina.

Jedyną, być może, wadą tego wina, jest jego bardzo mała, wręcz nieistniejąca, kwasowość, która w niedużej ilości na pewno korzystnie wpłynęłaby na końcowy efekt. Nie jest to jednak bardzo istotne – zasłużenie mogę przyznać temu winu notę 90/100 i polecić je wszystkim amatorom win słodkich. Cena: 35 zł, Winnice Świata.

Sémillon i Sauvignon Blanc po godzinach…

Gdy miłośnik wina słyszy nazwy dwóch tytułowych szczepów zestawione razem, pierwszym skojarzeniem są zapewne wyborne słodkie wina francuskie z apelacji Sauternes i Barsac, a także wina nieco mniej prestiżowe, ale także przepyszne – z apelacji takich, jak Loupiac czy Monbazillac. Okazuje się jednak, że ten charakterystyczny blend można wykorzystać także w inny sposób – tworząc z niego wina wytrawne.

Pierwsze doświadczenie z tą oryginalną mieszanką, podobnie jak w przypadku innych nowo poznawanych szczepów/blendów, postanowiłem rozpocząć od wina stosunkowo taniego, aby poznać bardzo ogólną charakterystykę smaku, a później, wraz z kolejnymi butelkami, odkrywać subtelności tej niezwykłej mieszanki.

Ucieszyłem się więc, gdy w Almie wpadła w moje ręce Astica Sauvignon Blanc Sémillon 2008, pochodząca z regionu Cuyo w Argentynie (ciekawostka – to właśnie w tych okolicach znajduje się Aconcagua – najwyższy szczyt Ameryki Południowej).

Wino charakteryzuje się dużą kwasowością, a także delikatnym aromatem cytrusowo-kwiatowym. Jest więc dobrą propozycją do wszelkiego rodzaju ryb pieczonych i smażonych. Odrobinę mniejsza kwasowość pozwoliłaby cieszyć się tym winem również podczas zwykłej degustacji. Koniec końców muszę przyznać, że butelka ta skłoniła mnie do dalszych poszukiwań. Ocena: 84/100, 25 zł, Alma, Manufaktura.

Riesling, który nie jest Rieslingiem — czyli La Passion du Vin

Moja ostatnia wycieczka do Warszawy skończyła się koniecznością zajęcia sobie czasu przez prawie dwie godziny, jedyny pociąg bowiem dojeżdżał do Warszawy grubo przed umówionym czasem spotkania. Skorzystałem z okazji, że przy dworcu są Złote Tarasy, a w nich La Passion du Vin, udałem się posiedzieć przy kieliszku wina czytając zaległe numery Decantera, które miałem w plecaku.

Godzina była poranna, w centrum handlowym żywej duszy, w LPdV za to bardzo sympatyczna kelnerka. Tak się złożyło, że akurat z głośników płynęła spokojna muzyka, czyniąc warunki do odpoczynku jeszcze lepszymi. Pierwotnie miałem ochotę napić się jakiegoś lekkiego Pinot Noir, ale musiałbym wziąć całą butelkę, zdecydowałem się zatem na skok w bok — wybór padł na Bordeaux, a dokładnie na Chateau Martet 2006. Przygodę z kieliszkiem wspominam bardzo miło — od sposobu jego podania, po głęboko wiśniowe aromaty z nutą śliwki, beczki i pieprzu. Dawno nie piłem żadnego Bordeaux.

Czytaj więcej