Kategoria: Wino

Winne Wtorki #24 — byczo, niebyczo

Winne wtorki, odc. 24, upłynęły nam pod znakiem hiszpańskiego wina z apelacji D.O. Toro. Na szczęście tym razem zdobycie butelki nie było problemem — wybór win z tej apelacji jest całkiem zróżnicowany. Spodziewaliśmy się, że może nie być łatwo, tym czasem w sklepie na Toro przeznaczona była pokaźna półeczka z ofertą od 25 do ponad 800zł. Naszym łupem padło wino Marques de Penamonte Toro Reserva 2003, zakupione w Pinot Wine & Spirits
za kwotę 63 zł.

Czytaj więcej

Wino? Nie. Likier? Nie do końca…ale dobre. No i tanie!

Tak w skrócie mogłaby wyglądać recenzja trunku, którym przez dwa ostatnie dni raczyliśmy się z Matim i Michałem. Chodzi mianowicie o umeshu — macerat śliwki ume w japońskiej wódce shōchū (za wikipedią). Taki trunek najłatwiej byłoby nazwać likierem, ale jak na polskie warunki, zawartość alkoholu jest zbyt niska — jest to jedyne 10%. Tak naprawdę, mniejsza jednak o nazewnictwo, bo napitek ten, choć do win się nie zalicza, to je z pewnością przypomina i daje dużo satysfakcji — stąd też obecność tej notki na naszym blogu.

Choya SilverChoya Original to dwa stosunkowo popularne trunki, które zaliczają się do umeshu. Złocista barwa przywodzi na myśl wspominane ostatnio late harvesty, ale już nos trudno skojarzyć z jakimkolwiek winem — aromaty gumy balonowej i suszonej śliwki zdecydowanie dominują, choć można zauważyć także morelę i brzoskwinię. W smaku obie umeshu nas zaskoczyły — wyraźna słodycz była równoważona przez odpowiedni poziom kwasowości (nieco mniejszy w przypadku tańszej odmiany Silver). Z pewnością trudno wyobrazić sobie wypicie naraz więcej niż dwóch kieliszków tego trunku, ale już zwieńczenie całego obiadu (tudzież tylko deseru) kieliszkiem dobrego umeshu jest z pewnością pomysłem godnym uwagi.

Tym, co może przekonać wielu do tych dwóch etykiet jest bardzo korzystny stosunek jakości do ceny. Choyę Silver można bowiem kupić już za nieco ponad 20 zł (m.in. w Pinot Wine & Spirits i Galeriach Alkoholi), podczas gdy Choya Original kosztuje do 30 zł (oba trunki są sprzedawane w półlitrowych butelkach).

Zdecydowanie polecam umeshu amatorom win słodkich, szukających nowych doznań w korzystnej cenie. Koneserów win z apelacji takich, jak Sauternes czy Barsac, również zachęcam do degustacji — wrażenia są na pewno inne, ale moim zdaniem warto się skusić.

Korko(ciągo)wa przygoda i wineshopping, czyli (nie)standardowy weekend

Tak się jakoś złożyło, że w jednym poście postanowiłem zebrać wydarzenia z ostatnich dni, których początek miał miejsce tuż po powrocie z opisywanej szeroko w blogosferze degustacji win chilijskich, a kończy się właśnie teraz, dopijaną przeze mnie butelką Sauvignon Gris.
Jak można dowiedzieć się z tytułu wpisu poświęconego rzeczonej degustacji, udało nam się na niej skosztować aż (tylko?) 49 win. Po powrocie do Łodzi korciło mnie jednak, aby wypić jeszcze jedno; nie mając lepszego wyboru, w sklepie osiedlowym wybór padł na Jacob’s Creek Cabernet/Merlot, rocznik 2009. Samo w sobie nie byłoby to takie straszne, ale po powrocie do domu rozpoczął się prawdziwy koszmar.

Czytaj więcej

47…48….49………..basta. Chilean Wine Tour.

Dzięki uprzejmości Winicjatywy, na której to łamach zorganizowany został konkurs pozwalający wygrać zaproszenie na degustację win chilijskich Chilean Wine Tour w warszawskim hotelu Hyatt, mieliśmy niewątpliwą przyjemność uczestniczyć w tym wydarzeniu. W skrócie: Winne Przygody zwiedzają świat. Warszawę, znaczy się.

Była to dla nas przygoda tak winna jak i towarzyska. Rozpoczęta podróżą, której uroku odmówić nie można — wszak to PKP, jak i również bogatym i przystającym do rangi wydarzenia wykwintnym kotletem z wołowiny z dodatkiem delikatnych sosów i wybornych warzyw oraz świeżym pieczywem w prestiżowej restauracji (potocznie zwanym hamburgerem w tarasach).

Na sali zaprezentowało się 27 winnic, demonstrując sto z okładem różnych win we wszystkich możliwych kolorach, od niemal przezroczystych jasnosłomkowych, przez ciemnozłociste [Late Harvesty!!! — przyp. KRK], różowe, na głębokich czerwieniach kończąc. Część winnic reprezentowana była wraz ze swoimi polskimi importerami, część natomiast takich dopiero poszukuje.

Czytaj więcej

Do dwóch razy sztuka, czyli wielki comeback Saperavi

Dwa tygodnie temu Mati miał okazję skosztować wino gruzińskie otrzymane od polskiego importera win z tego dalekiego, acz pięknego kraju. Tym razem, dzięki naszemu biurowemu obieżyświatowi — Michałowi — mogliśmy zdegustować pierwsze z dwóch gruzińskich win, które Michał przywiózł ze swej gruzińskiej wyprawy. Na stół poszło wino również ze szczepu Saperavi, pochodzące z winnic Tamaza Kvlividze (wytrawne, rocznik 2010).

Pierwszym zaskoczeniem była już sama barwa wina. Z winami koloru rubinowo-bordowego mieliśmy do czynienia niezwykle rzadko, dlatego też wino to zaintrygowało nas od samego początku. Prawdziwe zaskoczenie przeżyliśmy jednak chwilę potem. W winie wyczuliśmy aromat jagód, ziół, a także przypraw korzennych. Mówiąc szczerze, niektóre nuty było nam niezwykle trudno określić, ponieważ z tego typu winem do tej pory nie mieliśmy do czynienia. W smaku wino to wykazało się przyzwoitym poziomem tanin, z wyczuwalnym alkoholem i niską kwasowością. Do tego w smaku można było zauważyć nuty jeżynowe.

Reasumując, degustacja tego wina była dla nas dużą przyjemnością, tym większą, że za tę butelkę nasz kolega zapłacił równowartość czterdziestu złotych. Na szczęście, z gruzińskiej eskapady Michała pozostało jeszcze jedno wino — nie omieszkamy również wspomnieć o nim na naszym blogu.