Winne Wtorki #100 — skarby wyczekane

Gdy 1 kwietnia 2011 roku na blogu pojawiła się pierwsza notka z cyklu Winnych Wtorków zapoczątkowanych przez Kubę Jurkiewicza, chyba nie spodziewałem się, że inicjatywa złapie tak silny wiatr w żagle. Na przestrzeni lat przyciągnęła kilkunastu blogerów i — w zmiennym składzie — trwa do dzisiaj. Choć nasza regularność w pisaniu nie odzwierciedla impetu Winnych Wtorków, każdy odcinek z zaciekawieniem czytamy, śledząc, co fajnego w kieliszkach znaleźli inni. Często piliśmy wina zgodnie z wytycznymi, choć nie powstały z tego notatki.

Dziś jest inaczej. Choćby nie wiem jak wielki leń nas wziął, opuszczenie dzisiejszego wtorku byłoby niewybaczalne. Dziś jest bowiem setny Winny Wtorek! Ależ ten czas leci.

Tematem przewodnim setnego odcinka (do Mody na Sukces wciąż nam daleko!) jest wino naszych marzeń. Długo zastanawialiśmy się, co to powinno być. Z jednej strony myśleliśmy o otworzeniu kolejnej butelki Granato, które wciąż nas onieśmiela i choć znamy je już świetnie, wciąż pasuje do definicji marzenia. Z drugiej strony, parę dni temu mieliśmy ogromną przyjemność cieszyć się butelką Riesling Smargad Loibner Loibenberg od FX Pichlera — winem niewątpliwie wielkim i silnym kandydatem do tej roli. Ostatecznie jednak zupełnie inna butelka skradła nasze serca, a tym samym kradnie czas antenowy. Butelka specjalna, bo wyczekana.

Burgunda René Monnier Volnay 1er Cru Clos des Chênes 2008 z rekomendacji Wojtka Bońkowskiego kupiliśmy wspólnie w 2013 roku. Miało być to wino, którym mieliśmy świętować trzecie urodziny bloga. Do świętowania jednak nie doszło, a trzecie urodziny Winnych Przygód spędziliśmy w biurze na dużo mniej pasjonujących zajęciach, niż zapoznawanie się z Burgundią. Butelka przeleżała w piwniczce pokrywając się kurzem i przypomnieliśmy sobie o niej niedawno. Zgodnie pomyśleliśmy: pasuje jak ulał! I jak ona pasowała…

Do kieliszka wlał się płyn o barwie wyraźnie już wpadającej w cegłę. 7 lat to może nie dojrzałe wino, ale i już nie osesek. Nos bardzo subtelny i nieco schowany, z wyraźną nutą czereśni i ziemi. Była to świetna okazja do wypróbowania na tym, do czego zostały stworzone, dużych kieliszków do burgunda. Pokazały zupełnie inne odcienie tego wina, niż zwykłe kieliszki do czerwonego wina. Zapachy owoców i kwiatów z jednej strony były wyraźne, z innej – nieco nieuchwytne. W ustach zaskoczenie — wyraźnie taniczne, czego znając pinoty nowoświatowe i proste burgundy spodziewaliśmy się w mniejszym stopniu. Wyraźna kwasowość, a całość niesamowicie aksamitna. Wwąchiwaliśmy się kieliszek za kieliszkiem aż butelka się skończyła i nawet wtedy nie bardzo wiedzieliśmy, jak je opisać. Niektóre marzenia to do siebie mają, że są ciut tajemnicze. To właśnie takie było.

Zdrowie wszystkich byłych, obecnych i przyszłych blogerów w cyklu Winnych Wtorków, a także inicjatora – Kuby Jurkiewicza! Do zobaczenia w kolejnych odcinkach — a, jestem przekonany, będzie ich wiele!

Pochodzenie wina: zakup własny autora

Jakie marzenia spełnili inni?