Miesiąc: maj 2017

Z optymizmem o sherry

Gdy tylko myślę o sherry, z tyłu głowy zawsze mam Facebookową stronę prowadzoną przez Andrzeja Daszkiewicza niosącego niestrudzenie kaganek oświaty win wzmacnianych w Polsce, a mianowicie Sherry, porto, madera. Przypomina mi się również tekst Wojtka Bońkowskiego, który długo zajmował prominentne miejsce na bocznym pasku Winicjatywy — „Sherry bez szans”. Od czasu, gdy Wojtek pisał ten tekst, liczba fanów wspomnianego profilu wzrosła ze 195 użytkowników do gargantuicznej wręcz grupy 437 śmiałków. To podwojenie jednak, nie łudźmy się, nie świadczy bynajmniej o wybuchu popularności wzmacnianych win, a raczej dobitnie pokazuje, jaką niszą nisz one dziś pozostają.

Sherry jednak, wydaje mi się, nie jest na tak straconej pozycji, jak ją malują. Potrzebuje właściwego zapalnika, we właściwym miejscu i właściwym czasie, ale wcale nie jest pieśnią przeszłości. Wojtek w swoim tekście pisze, że „normalny winopijca na widok bursztynowego płynu pachnącego orzechami i politurą zmyknie, gdzie pieprz rośnie”. To samo można jednak powiedzieć o torfowych whisky, mocno nachmielonych, gorzkich piwach, czy mętnych pét-natach. Po żaden z tych napojów z marszu nie sięgnie normalny whisky/piwo/winopijca. Do czerpania radości z nich potrzeba najpierw ekspozycji na smak, a w końcu — przyzwyczajenia się do niego. Mimo to boom na piwa rzemieślnicze trwa w najlepsze, a torfowego Laphroaiga można znaleźć w każdym markecie.

Moja własna statystyka dotycząca lubialności sherry, choć zbudowana na niewielkiej próbce, nie jest wcale ponura. Staram się w domu zawsze mieć przynajmniej jedną butelkę sherry fino lub manzanillę. Gdy odwiedzają nas znajomi lub rodzina, często, niemal jak brytyjczyk starej daty, proponuję kieliszek sherry jako aperitif. O ile zaskoczenie maluje się na wielu twarzach, o tyle tych, którym nie smakowało, mogę swobodnie policzyć na palcach jednej ręki. Określenie „pyszne!”  z ust osób kompletnie niezainteresowanych winem napawa optymizmem.

Najwięcej sherry wypija się obecnie na miejscu w samej Hiszpanii. Niegdyś największy rynek eksportowy dla sherry, czyli Wielka Brytania, dziś pozostaje w odwodzie i cały czas mocno tkwi w modzie na słodkie sherry cream, często niewyszukanej jakości. Wskazówka barometru zaczyna jednak powoli się ruszać, a największy wzrost popytu na sherry na brytyjskim rynku dotyczy wcale nie niedrogich win marketowych (choć do wzrostu dostępności przyzwoitych i niedrogich sherry chwalebnie przyczynia się choćby Tesco), lecz butelek z wyższych pólek jakościowych. Ten pewien (nie posunę się do nazwania go dynamicznym) wzrost zainteresowania jakościowymi sherry, ale również gros spożycia tych win na miejscu w Hiszpanii, to w gruncie rzeczy ciekawa kombinacja, która — mam nadzieję — okaże się z pożytkiem dla nas.

Czytaj więcej

Zlotowe impresje

IV Zlot Blogosfery Winiarskiej zorganizowany przez Winicjatywę za nami, a to świetny powód, by rozsupłać worek z luźnymi przemyśleniami.

Na dzień dobry chcielibyśmy podziękować Wojtkowi Bońkowskiemu, Ewie Rybak, Maćkowi Nowickiemu i wszystkim zaangażowanym w zorganizowanie, dopięcie na ostatni guzik i poprowadzenie zlotu. Choć to może wydawać się z pozoru błahe, czterokrotne zorganizowanie wydarzenia na takim poziomie dla, bądź co bądź niewielkiej, grupy blogerów uważam za rzecz wielką i już niecierpliwie wyczekuję kolejnego roku z piątym, okrągłym zlotem. Podziękowania kierujemy również do sponsorów, dzięki którym to spotkanie było możliwe — w tym roku spotkaliśmy się w Hotelu Le Regina dzięki wsparciu Faktorii Win i firmy Tom-Gast.

Na zlot przyjechaliśmy przede wszystkim, by zobaczyć twarze dobrze nam znane jak i te nowe, poznać się lub zobaczyć po długiej przerwie, spędzić wspólnie czas, pogadać, napić się wina. Ten punkt jest definitywnie poza konkursem i pozycja najjaśniejszego punktu zlotu należy mu się ex cathedra. W merytorycznej części programu jasnych punktów też nie brakło, ale o tym (prawie) po kolei.

Czytaj więcej

Niech stanie się wiosna

Ten winny wtorek miał zakląć wiosnę i sprawić, że wreszcie porzucimy kurtki i witaminę D w pigułkach, a przynajmniej taki cel przyświecał Robertowi z Naszego Świata Win, gdy proponował nam ten wróciwszy ze słonecznej Italii, gdzie nie miał tutejszych pogodowych rozterek. To, że dziś nie wtorek, przemilczmy. Wiosnę mamy za to bez cienia wątpliwości!

Pędząc dzisiaj do Dwa przez cztery po butelkę wina na jutrzejszy Zlot Blogosfery żałowałem, że krótkie portki zostały w szafie. Pierwsze, co przyszło mi do głowy to, że zabieg się udał ze szwajcarską precyzją — blogerzy swoje wina odkorkowali i stała się wiosna.  Idąc tym tropem nasz wpis jest już kompletnie niepotrzebny, ale pomyślałem sobie, że słoneczny dzień aż prosi się o lekkiego Rieslinga, którym dołączymy do pozostałych piszących w tym zaklinaniu, aby wiosna zbyt szybko nie postanowiła zdezerterować. Ten wybór wydał się jeszcze bardziej oczywisty wziąwszy pod uwagę, że trwają właśnie coroczne Riesling Weeks, podczas których zapomnieć o Rieslingu się po prostu nie godzi. Połączyliśmy ze sobą te dwa fakty i stała się jasność, czy może raczej… zgasło światło?

Czytaj więcej