400 kilometrów między dwoma butelkami

Nasze krótkie, wakacyjne wypady nad polskie morze to taki czas, w którym odpoczywamy od wszystkiego – od starannego myślenia o winach i piwach, które lądują w kieliszku, po części również. Choć w normalnych okolicznościach jasnego komercyjnego eurolagera praktycznie kijem nie tykam, to smażona ryba, frytki i zimny Specjal są już niemal nadbałtycką tradycją. Ponieważ jeździmy z reguły mocno poza sezonem w miejsca, które nie chwalą się restauracyjnym sznytem – to też już takie nasze małe przyzwyczajenie – na karty win patrzymy raczej pobieżnie.

Tak było i w tym roku, ale tym razem z racji horrendalnie kiepskiej obsługi w naszej ulubionej knajpce, odwiedziliśmy kilka nowych miejsc. To już zapaliło nam ciekawską lampkę nad głową. Gdzie byśmy się nie ruszyli, na stolikach stały bardzo podobne karteczki reklamujące cztery różne wina domu (choć w każdej restauracji nieco inne) a i karty win zawierały wiele wspólnych pozycji. Szybko okazało się, że za sprawą stoi lokalny wejherowski importer Winne Pola, od którego pochodziły wszystkie fajne wina, na które się w czasie wyjazdu natknęliśmy – a było ich kilka, m.in. lekkie Cavy Mas Fi, Prosecco Cabert, czy Macabeo Bodegas del Rosario.

Czytaj więcej