Tag: Muscat

Tetramythos: Grecja od TERROIRystów

Jak sięgnę pamięcią, Grecja zawsze była krajem winiarskim, który wywoływał u mnie szybsze bicia serca. Napięte i słone assyrtiko z Santorini, zwiewne, ale i chwytające zadziorną taniną xinomavro z Naoussy, czy kwiatowe i miękkie moschofilero z Mantinii można wymienić jednym tchem, a to raptem mikroskopijny wycinek winiarskiego krajobrazu kreślonego przez ponad 300 endemicznych szczepów, trudnych w uprawie, ale odwdzięczających się efektami terenów i ambitnych, eksperymentujących winiarzy.

Z punktu widzenia tradycji i historii Grecja jest owiana legendą. Wszak to kolebka winiarskiej kultury i ojczyzna Dionizosa, gdzie winorośl uprawiana była już kilka tysięcy lat temu. Z bardziej praktycznego punktu widzenia codziennego winomana — jest przede wszystkim tajemnicza i niedostępna.

Czytaj więcej

Skok w bok do Grecji: Gerovassilíou, Lazaridi, Cavino

Gdy 5 lat temu byliśmy ze znajomymi na Krecie, wycieczka nie miała za grosz charakteru enoturystycznego. Blog dopiero raczkował, a moje zainteresowanie winem nie było wtedy jeszcze na tyle duże, by nakłonić drużynę do zwiedzania winnic. W pamięci utkwiło jedynie lejące się litrami wino domu w karafkach z dużych plastikowych baniaków, podawane w karczmach częstokroć do obiadu nawet za darmo. Mocno schłodzone, pite na świeżym powietrzu i w miłym towarzystwie było pyszne, choć winem wcale dobrym nie było. Butelkę przywiozłem do Polski, a czar prysł natychmiast po jej odkorkowaniu. Jeśli jakiś trunek z tego wyjazdu zapamiętałem naprawdę dobrze, było to raki, inaczej tsikoudia – kreteński destylat z winogronowych wytłoczyn podobny do chorwackiej rakii.

Dziś wiem, że kolejny wyjazd w tamte strony na pewno spożytkuję inaczej. Za fasadą półsłodkich Imiglykosów i zmrożonego wina domu w karafkach kryją się winnice i winiarze, którzy bez wątpienia odczarują Grecję wraz ze swoją winiarska historią sięgającą ponad 6 tys. lat w tył. Na razie odczarowują ją małymi kroczkami importerzy, którzy zasilają swoje portfolio greckimi winami.

Czytaj więcej

Pożegnanie Yamayuri

Yamayuri* przyjechała do mnie 3 marca 2011 roku. To było moje pierwsze prawdziwe pianino, a jednocześnie spełnienie wieloletnich marzeń. Dzień, kiedy samochód z instrumentem podjechał na parking koło mojego bloku, był pełen ekscytacji, a wnoszenie pianina po ciasnej klatce schodowej na pierwsze piętro obserwowałem z zapartym tchem. Od tamtej chwili spędziliśmy razem ponad dwa lata, które będę bardzo ciepło wspominał. Yamayuri dokonała cudów, jeżeli chodzi o kształtowanie mnie jako pianisty. Wczoraj odjechała do Warszawy, do nowego domu (a znoszenie po tej samej klatce schodowej było jeszcze bardziej karkołomne).

W piątek wieczorem, dzień przed odjazdem, postanowiliśmy z Tysią pożegnać Yamayuri. Przygotowaliśmy grillowanego ananasa w karmelowej polewie i otworzyliśmy butelkę od Patriciusa.