Rok: 2017

Obrazy jesiennego Piemontu w prezencie od Mikołaja

Odwiedził nas Święty Mikołaj i szepnąl do ucha, że tchu mu już brakuje, bo obskakuje wartko winnych blogerów i blogerki — dziś bowiem specjalne Winne Wtorki, czyli coroczne blogerskie Mikołajki. Naszemu Mikołajowi pomysł na wino podrzucił… również Mikołaj (!) z bloga Italianizzato, za co mu bardzo dziękujemy!

W ostatnich tygodniach za oknem więcej śniegu i deszczu niż przebłysków słońca, jakie więc było nasze zaskoczenie i uśmiech na twarzy, gdy w przesyłce znaleźliśmy reminiscencje lata i wczesnej jesieni, soczystą biel: młodziutkie Arneis z Piemontu, które jeszcze chwilę temu wygrzewało się na krzakach, bo wino pochodzi z tegorocznych zbiorów.

Myśląc o Piemoncie pierwsze skrzypce gra Nebbiolo, później Barbera i Dolcetto, ale wina czerwone zdecydowanie dominują spektrum rozmyślań. Było tak praktycznie zawsze. Arneis — rdzenny dla Piemontu szczep — długo sadzono z pobudek zgoła innych niż dla win wysokiej jakości. Jego uprawy miały odciągać ptaki, by te nie interesowały się za bardzo hołubionymi czerwonymi winogronami, a samo wino dodawano w niewielkiej proporcji do Barolo celem złagodzenia tanin. Koniec tych praktyk pogrążyłby uprawy arneis całkowicie, gdyby nie kilku producentów takich jak Ceretto, Bruno Giacosa i Vietti, którzy zdecydowali się na butelkowanie jednoszczepowych win z tej odmiany. I całe szczęście, bo wina z arneis są bardzo aromatyczne, intensywnie owocowe i po prostu pyszne.

Cadia Langhe Arneis 2017 otrzymane w prezencie od Mikołaja zdecydowanie też. Nos bucha dojrzałymi owocami — gruszkami, słodkim melonem, mandarynką — a w tle przebijają się nuty szałwii. Usta pełne i soczyste, mocno owocowe, gruszkowe, o solidnej strukturze. Dość wysoki alkohol (14%!) jest świetnie zamaskowany, delikatną słodycz kontruje solidna jak na arneis kwasowość. Finisz długi i lekko migdałowy. To z jednej strony wcale nie zawodnik wagi lekkiej, z drugiej rewelacyjnie się pije i znika z butelki w oka mgnieniu.

Każdy kieliszek przywoływał obrazy jesiennego Piemontu i za takie obrazy w zimowy wieczór ciepło dziękujemy!

Pozostali blogerzy Mikołajkują tak:

Wino otrzymaliśmy w prezencie. Importerem Cadia w Polsce jest MineWine.

Tokajskich przygód część druga

Trzy dni — cztery degustacje. Jak na nas, był to plan dość napięty. Ostatnimi czasy rzadko chodzimy na degustacje, a tu takie tempo i to do tego w niezwykle kameralnych warunkach. Naszą przygodę zaczęliśmy w winnicy Zsirai, prowadzonej przez siostry Petrę i Katę. To właśnie Kata gościła nas i opowiadała o swoich winach.

Czytaj więcej

Wina dobre i złe dni — Csite Toplec Furmint 2013

O tegorocznym lipcowym festiwalu w Erdőbénye padło już w internecie dużo słów. Nasze wpisy o samym festiwalu, ale też odkrywczych wizytach w Préselő BorászatÁbrahám Pince, Patriciusie, SanzonTokaj i degustacji win musujących są w powijakach porozrzucane po brudnopisach. Motywacją, by zacząć zbierać to do kupy, okazały się winne wtorki. Winiacz, czyli Robert Szulc, zaproponował białe wina z Węgier jako temat przewodni dzisiejszych wpisów, a tak się składa, że mieliśmy pod ręką butelkę idealnie nadającą się na ostateczne pożegnanie lata.

Czytaj więcej

Zawilec, wawrzynek i bluszcz, czyli Skarpa Dobrska

W świecie polskiego wina dzieje się wiele dobrego. Czasy poklepywania się po plecach i krzesania pochlebnych słów o brzydkim kaczątku już dawno minęły – wina prezentują światowy poziom i coraz częściej przyprawiają o szybsze bicie serca. Pogodziłem się już z tym, że nie sposób nadążyć za premierami nowych win z winnic już nam znanych i spróbować owoców pracy wszystkich debiutantów, ale nadarzających się okazji zapoznania się z polskimi winami nie odpuszczamy. Tym bardziej nie, jeśli mowa o takich winach jak te z Winnicy Skarpa Dobrska, przez wielu na przestrzeni ostatnich miesięcy nazwanych debiutem roku.

Winnica Skarpa Dobrska to wspólny projekt Leopolda Będkowskiego i Sylwii Herbsztajn. Oboje są świeżo po studiach, a winnica to nie scheda po rodzicach, a zupełnie nowy rozdział ich życia budowany od podstaw. Mieliśmy przyjemność poznać Poldka i Sylwię w czasie prowadzonej przez nich degustacji w Dwa przez cztery, a nic tak nie zbliża do wina jak pogawędka z jego twórcami.

Czytaj więcej

Tokajskich przygód część pierwsza

Choć w przeciwieństwie do Justyny i Mateusza nie jestem wielkim entuzjastą czterech kółek (samochód służy do przebycia dystansu z punktu A do punktu B….) i nie rozumiem wydawania na nie zawrotnych pieniędzy (za które można by przecież kupić tyle wina!), nie mogłem nie zgodzić się z moją szanowną Małżonką, gdy ta przy zakupie kolejnego auta postawiła sprawę jasno – klima musi być i już! Nie mogłem się z nią nie zgodzić z jednej prostej przyczyny – brak klimatyzowanego auta (naszym pierwszym automobilem był Fiat Seicento zwany Mydelniczką) boleśnie dał nam się we znaki podczas wyjazdu do Drezna, gdzie ambitne plany przywiezienia win z regionu pokrzyżowała fala upałów – żadna flaszka nie przeżyłaby kilku godzin w gorącym samochodzie.

Czytaj więcej