Różowy czwartek — Rosé 2015 z Winnicy Nad Jarem

Winny Wtorek w tym tygodniu upłynął pod znakiem polskich win różowych za sprawą Agaty i Wojtka z Winniczka. My, choć na wtorek się spóźniliśmy, również polskiego różu nie mogliśmy sobie odmówić.

Niewielką Winnicę Nad Jarem ze Złotej pod Sandomierzem prowadzą Sylwia i Mateusz Paciurowie, którzy w 2009 roku na 82 arowej działce posadzili swoje pierwsze krzewy winorośli – Biankę, Hibernala i Muskat Odeski. Niewiele później do tego towarzystwa dołączył Regent, Rondo i Zweigelt, a praca w winnicy z odskoczni od codzienności szybko stała się ich życiową pasją pełną parą. Mieliśmy przyjemność zapoznać się z bieżącym rocznikiem kilku win na ostatnim Festiwalu Win Letnich w Łodzi, na którego pierwszej edycji rok wcześniej zresztą Winnicę Nad Jarem poznaliśmy, również zapamiętując nad wyraz ciepło.

Pogoda w czasie festiwalu, chłodna i deszczowa, nie była idealna akurat na rosé, ale i tak zrobiło na nas bardzo dobre wrażenie. Nadarzającej się okazji, by wrócić do tego wina na spokojnie, w środku lata i jeszcze w zgodzie z tematem na Winne Wtorki, nie mogliśmy ominąć.

Tegoroczne Rosé 2015 to kupaż w 80% Rondo, a w 20% Zweigelta. Powstało metodą saignée, zwaną po polsku wykrwawianiem (dosłowne tłumaczenie z języka francuskiego to upuszczanie krwi), lub samociekiem — to sposób produkcji win różowych, w których zebrane winogrona pod własnym ciężarem samoistnie wyciskają sok, który przez krótką macerację na skórkach nabiera czerwonego koloru. Właśnie ten pierwszy sok upuszcza się, by z niego uzyskać różowe wino. Ta metoda uzyskiwania soczystych, intensywnych w barwie i mocno owocowych rosé bardzo popularna jest choćby w Apulii, a niektórzy winiarze (np. Laurent Perrier) sięgają po nią nawet w Szampanii, gdzie tradycyjnie różowe szampany powstają przez zmieszanie win białych i czerwonych.

Przy 21g cukru i 8g kwasu Rosé 2015 z Winnicy Nad Jarem wyraźnie porusza się w rejestrach półwytrawnych, ale balans kwasowości i słodyczy jest bardzo fajny i orzeźwiający. W nosie buchają truskawki, poziomki i maliny, ale też nuta ciasta drożdżowego, która po ogrzaniu zaczęła nam nieco przeszkadzać (co ciekawe, w ogóle nie zauważyliśmy jej próbując tego wina na Festiwalu — wtedy nic nie przysłaniało w nim soczystego owocu). Usta bardzo rześkie, mocno owocowe, do truskawek i poziomek dochodzi czerwona porzeczka wraz ze swoją przyjemną cierpkością, a kwas dobrze radzi sobie z cukrem. Rosé dające dużo przyjemności, a już na pewno latem, schłodzone i na świeżym powietrzu. Chętnie dorwiemy jeszcze jedną butelkę, bo tylko ta lekka nuta drożdżowa nie daje nam spokoju.

Źródło wina: zakup własny autora (Klub Wino, 50zł). Do nabycia również bezpośrednio w winnicy.

Polskie rosé u innych blogerów: